IMIONA NASZYCH POLSKICH I NIEMIECKICH SZKÓŁ

Drukuj

Zarówno w Polsce jak i w Niemczech zależą one nie tylko od regionu, woli władz, nauczycieli i uczniów, ale także od profilu nauczania, tradycji i wyznaczanych celów dydaktycznych. Najczęściej pisarze i poeci są patronami placówek edukacyjnych, bo to przecież oni i ich dzieła kształtują nasze życiowe postawy, wrażliwość i upodobania, rozwijają świadomość i kulturę.

Nic dziwnego, że w Polsce mamy wiele szkół imienia Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Henryka Sienkiewicza, Władysława Reymonta i innych znanych i cenionych. W ostatnich latach najpopularniejszym patronem stał się Jan Paweł II. W naszym kraju jest ponad 500 szkół Jego imienia.

W Niemczech rekordy popularności bije imię rodzeństwa Sophie i Hansa Scholl, którzy narażając życie przeciwstawili się nazistowskiemu reżimowi. Są oni przykładem heroizmu, a ich losy przypominają dramaty antycznych bezkompromisowych bohaterów. Ci młodzi ludzie z uniwersytetu w Monachium należeli do antyfaszystowskiej organizacji „Biała Róża” i przyznać trzeba, że swym postępowaniem uratowali honor i godność przynajmniej części niemieckiego narodu w czasach totalitaryzmu. Napisano o nich wiele, ale film Marca Rothemunda Sophie Scholl – ostatnie dni zrealizowany w 2005 roku, wart jest analizy w każdym czasie i w każdym miejscu naszego globu.

Okazuje się, że przykładem postawy pełnej szlachetności i człowieczeństwa jest dla wielu Niemców również Albert Schweitzer – laureat Pokojowej Nagrody Nobla (1952), lekarz, filozof, teolog, muzykolog, urodzony w 1875 w Alzacji, genialny, wszechstronnie utalentowany intelektualista i humanista. Jako lekarz niósł pomoc Afrykańczykom w Gabonie. Podstawą jego etyki było poszanowanie życia, łagodzenie cierpienia, przywracanie godności. W swej pasji był niestrudzony i nic dziwnego, że inspiruje wielu do działań i przypomina o powinnościach zamożnych tego świata wobec biednych i opuszczonych.

Uczniom niemieckich szkół znane jest też imię Janusza Korczaka. Nie jest jednak tak częste w nazwach szkół jak Anny Frank (1929-1945) – dziewczynki żydowskiego pochodzenia, która wraz z całą rodziną przez dwa lata przebywała w ukryciu w oficynie domu w Amsterdamie. Tam pisała swój przejmujący, pełen dziecięcej rozwagi i szczerości pamiętnik. Nie przewidywała wówczas, że wraz z najbliższymi trafi do Bergen Belsen i umrze na tyfus w przededniu wyzwolenia.

Sporo szkół nosi imię Theodora Heussa (1884-1963) – polityka, naukowca, pierwszego prezydenta Republiki Federalnej Niemiec, a także wybitnych uczonych: Alberta Einsteina – twórcy teorii względności – laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki i Aleksandra Humboldta (1769-1857), który zajmował się geologią, astronomią, zoologią, botaniką, mineralogią, a nawet etnografią i językoznawstwem.

 

Mamy prawo sądzić, że wkrótce w Hamburgu, a i innych miastach niemieckich szkoły pozyskają imię byłego kanclerza Republiki Federalnej Niemiec Helmuta Schmidta. Zmarły w wieku 96 lat w listopadzie 2015 roku polityk i publicysta był prawdziwym mężem stanu i wzorowym Europejczykiem. Dla nas Polaków, dla hamburczyków zwłaszcza był postacią symboliczną, przyjacielem, który umiał i chciał naprawiać winy Niemców. Niemal w każdym wywiadzie podkreślał wagę stosunków polsko-niemieckich.
Polacy z wdzięcznością pamiętają, że to dzięki jego decyzji poczta niemiecka zawiesiła opłaty na paczki do Polski w czasie stanu wojennego. To on także w czasie powodzi w 1997 zainicjował wraz z hrabiną Marion Doenhoff w „Die Zeit” zbiórkę pieniędzy dla polskich poszkodowanych. Był sympatykiem Polaków, miał przyjaciół wśród naszych polityków i intelektualistów, zorientowany był w wielu pozycjach „Biblioteki Polskiej”.

W latach 90. patronował założonemu przez Karla Dedeciusa w Darmstadcie Niemieckiemu Instytutowi Kultury. Ze wszech miar zasługuje na uznanie i patronowanie szkołom. Nas – Polaków, zwłaszcza polskich hamburczyków satysfakcjonuje fakt nadania hamburskiej szkole na Wellingsbuettel w 2010 imienia Ireny Sendlerowej.

Niezwykła to postać, która przez ponad pięćdziesiąt powojennych   lat pozostawała w cieniu zapomnienia i milczenia. Ukarano ją za to, że działała w czasie okupacji w podziemnej organizacji „Żegota” podległej polskiemu rządowi na uchodźstwie. Miała AK-owski rodowód i nie mogła wzbudzać sympatii komunistycznych władz.

Irena Sendlerowa urodzona 15 lutego1910 w Otwocku (zmarła w 2008 w Warszawie) była córką lekarza, pedagogiem społecznym z wykształcenia, osobą wielkiej odwagi i niedościgłego męstwa. W okupowanej Warszawie pracowała w ośrodku pomocy społecznej. To dawało jej możliwość odwiedzania getta. Widząc jaki los czeka tamtejsze żydowskie dzieci, postanowiła wydostać je „z piekła” i przeprowadzić w bezpieczne miejsce po aryjskiej stronie, do sierocińców i zaufanych osób. Wraz z siostrą Matyldą Getter, przełożoną warszawskiej prowincji Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, uratowała przed śmiercią na Majdanku i w Treblince do 1943 roku 2500 dzieci. Nie tylko ocaliła je, zaopatrując w nowe, sfałszowane metryki, zadbała o ich przyszłość.
Uczyniła, co mogła, by przechować ich dane osobowe: imiona i nazwiska rodziców, daty i miejsca urodzin. Prawdziwe personalia umieszczała na karteczkach w słoikach, które zachowały się zakopane głęboko w ziemi, pod jabłonią, w znanym kilku osobom tylko miejscu.

Ta nieprawdopodobna wprost historia, o której wiedzieli nieliczni, do tego stopnia przejęła trzy amerykańskie licealistki z Uniontown w stanie Kansas, że w roku1999, za namową nauczyciela Normana Conrada przygotowały przedstawienie zatytułowane Życie w słoiku.

Zdobyło ono niesłychaną popularność w całej Ameryce i ponad 200 razy było wystawiane w metropoliach i prowincjonalnych miasteczkach. Tak więc trzy amerykańskie uczennice przywróciły światu imię Ireny Sendlerowej. Wkrótce powstała książka Jacka Mayera Życie w słoiku i w 2009 film Johna Kenta Harrisona na podstawie książki Anny Mieszkowskiej Matka dzieci Holokaustu – Historia Ireny Sendlerowej. W rolę głównej bohaterki wcieliła się doskonała amerykańska aktorka – laureatka Oscara, Anna Paquin. Wystąpili w nim również wybitni polscy aktorzy.

 

Przed szkołą na hamburskim Wellinsbuettel rośnie symboliczna jabłonka i uczniowie doskonale wiedzą jakie w tym przesłanie i symbol. Patronka szkoły zmieniła niejako bieg zainteresowań i celów miejscowej braci uczniowskiej. Wzrosło zainteresowanie Polską jej dziejami i polsko-niemieckimi powiązaniami kulturowymi.
Z życia i czynów Sendlerowej czerpią inspiracje do działań, uczą się szacunku i zrozumienia dla wszystkich, niezależnie od rasy religii i przekonań.
Tak się składa, że w szkole tej uczy pochodząca z Polski nauczycielka pani Beata Ratajczak. To jej właśnie tak zależało na tym, by ta bohaterska Polka patronowała uczniom i wychowankom szkoły. Kiedy więc zastanawiano się jakie imię wybrać, a kandydatów było wielu, mówiła, opowiadała i przekonywała do właściwego wyboru. Nauczycielka zorganizowała kilka wycieczek swym niemieckim uczniom do Polski. Pokazała im Warszawę, zapoznała z tragiczną historią i losami polskich Żydów. Do Hamburga zaproszono córkę Ireny Sendlerowej Janinę Zgrzembską, a także autorkę wspomnianej książki Annę Mieszkowską, również Piotra Zettingera – jednego z wielu uratowanych z warszawskiego getta. To były kształcące i wzruszające spotkania.

Uczniowie hamburskiej szkoły są Polską zafascynowani i wierzą, że nawiązując przyjacielskie kontakty niosą wiarę w zwycięstwo dobra i porozumienie narodów. Najlepszy to przykład na to, że patron szkoły może mieć ponadczasową moc oddziaływania i wychowania.

 

Sława Ratajczak