KORESPONDENCJA Z KIJOWA PODRÓŻE POD KONIEC ROKU

Drukuj

Jesień była nadzwyczaj ciepła. Na początku listopada w Kijowie zakwitły kasztany. Grudzień – odrobinę chłodniejszy. Po leniwym lecie życie jednak przyśpieszyło – na ulicach pojawiło się więcej aut, tłumy ludzi oblegały supermarkety, powiększył się tłok w metrze.

Murale i zamiłowanie do sloganów

Według Wikipedii murale to wielkoformatowa grafika na ścianach budynków. Kijów może się pochwalić największym w Ukrainie muralem, przedstawia on dziewczynę w wyszywance ludowej, autorem jest australijski artysta Guido van Helten. To jego największy mural w Europie (43m). Pracę zakończył na ścianie 18-piętrowego budynku przy bulwarze Lesi Ukrainki 36-Б 28 października 2015 roku, w sieci można zobaczyć film o tym. Te patriotyczne i pozytywne malowidła ścienne w czasie ważnych zmian i wojny na wschodzie cieszą oko tej zimy na tle kijowskiej szarzyzny.

Niedawno pojawił się mural z hetmanem Pawło Skoropadskim – na budynku policji na Starowokzalnej 12. Jest też mural pt. Marzyciel. Portret gimnastki Ganny Rizatdinowej – wielokrotnej medalistki Ukrainy Fintana Magee. Kolejny na ulicy Topolewa przedstawia dziewczynkę, która śpiewa do szczotki do włosów. W ten sposób ma zwrócić uwagę przechodniów na problem bezpieczeństwa dzieci bez opieki rodzicielskiej. Jego autor – Sasza Korban urodził się w Kirowsku w obwodzie donieckim. Inny jego projekt to „proekologiczny” malunek z wiatrakami – czuć od nich powiew „świeżego powietrza” w zadymionym spalinami i kominami Kijowie. Jest mural chłopca w dżinsach, puszczającego samolociki, autoportret na jednym z kijowskich dachów i inne. W internecie pojawiła się interaktywna mapa miejsc, gdzie się znajdują jego murale.

Oprócz murali są duże i piękne mozaiki z kafelek. Jedna z nich przedstawia cztery głowy tego samego dziecka w różnych kolorach. Kijowianie lubią również graffiti – zazwyczaj obok takiego dzieła, które można znaleźć w malowniczych zakątkach miasta (np. udając się na spacer po Alei Pejzażnej, czyli tzw. Pejzażce), w bramie jest umieszczona tabliczka z nazwiskiem autora malowidła. Są też ciekawe niepodpisane graffiti.

Akty wandalizmu w postaci bazgrania na ścianach owszem się zdarzają, ale nie jest ich dużo. Często natomiast można spotkać „słowa papieża”: Nie bijsia; Dobro peremagaje (zwycięża). Są też polityczne, skierowane do sąsiadów, np. Belarus 20*5 – zmini sebe. Czasem, a szczególnie na mostach, są też napisy natury religijnej: Iszczite Boga, iszczite slezno, iszite, liudi, poka ne pozdno” – na jednym z mostów na Dnieprze, a z innej strony: Poklonites Sotworiwszemu Niebo i Zemliu. Taki napis widnieje na niedokończonym moście kolejowym, który straszy metalowym szkieletem. Na płotach też znajdziesz do poczytania: Ukraina ce nasza, Bogom dana kraina. No i z czasu wyborów do władz miasta, choćby oponenta Witalija Kliczki: Czas zminiti mera – Gennadij Korban z ugrupowania Ukrop. Twarz Kliczki oczywiście spoglądała nieprzyjaźnie... Boris’ za Kijew, boris’ za Ukrainu – kolejna sylwetka mężczyzny w czarnej narodowym hafcie stanowczym wzrokiem lustrowała ulicę ze sloganem największego rywala Kliczki – Borisława Berezy. W drugiej turze on też przegrał.

 

Góra Tarasa w Kaniowie

W Kaniowie (Kaniw), w pięknym parku na tle Dniepru, pochowany jest narodowy poeta Ukrainy Taras Szewczenko. Obok potężnego monumentu w 2007 prezydent Juszczenko ustawił skromny pomniczek, na którym czytamy: Pamiati znak na czest’ Oleksi Girnika, jakij z liubovi do Ukraini ta gnivu do ii gnobiteliv spaliv sebe na Tarasowej Gori 21 sicznia 1978 roci. To przypomina podobny przypadek z litewskiego Kowna, gdzie 15 maja 1972 aktu samospalenia dokonał Romas Kalanta. Akcje desperacji i protestu można mnożyć w historii Polski Ludowej, Czechosłowacji, lista jest długa.

W Kaniowie w sobotę w całym miasteczku odbywały się imprezy rodzinne. Na tyle, że nie udało się gdzieś zjeść obiadu i przed powrotem do Kijowa mieliśmy tylko kanapki. Podróż malownicza – jechaliśmy wzdłuż Dniepru, mijając jak smoła zaorane torfowe pola uprane, nieliczne miejscowości i zabudowania. Przy domkach siedziały kobiety z darami pól i sadów na sprzedaż. Zachodzące słońce oświetlało gęste tunele z konarów drzew, ukazywały potężne niebieskie i szare dźwigi towarowe nad Dnieprem. Co jakiś czas wyprzedzały nas dżipy, ale częściej to my mijaliśmy zdezelowane wołgi i żiguli, czasem były to traktory, omijając dziury w jezdni.

 

Pogawędka i los pomników w Czernihowie

W Czernihowie przy zabudowaniach klasztornych Soboru Spaso-Preobrażeńskiego przy wjeździe do miasta na tablicy wybito: W ciomu Sobori 28 sicznia 1654 roku Czernigiwci odnostajno schwalili istoriczne riszennia Perejasławskoj Radi pro vozzjednanja Ukrainy z Rosieju. Kilkadziesiąt metrów dalej, przy wejściu do wc zagadałem z babcią klozetową, która skrupulatnie skasowała należność i nawet dała rachunek. Kiedy usłyszała, że z synem mówię po polsku, przyznała, że w latach 90. jeździła do Polski na handel. A gdy usłyszała, że i po niemiecku mówimy, skwitowała: „No, Niemcy też za granicą, niedaleko...”.

Jej syn wrócił z linii frontu, z Dybalcewa. „Miał czerwone oczy. Oni tam w okopach spali, warunki były okropne” – powiedziała, ale nie zamierza wracać do wojska, choć się zgłosił jako ochotnik.

Na tle Soboru stał pomalowany „złotą farbą” pomnik żołnierzowi radzieckiemu, a pod nim leżało kilka czerwonych goździków. Po przeciwległej stronie był cokół pomnika generałowi Frundze. Jakoś upiornie wyglądają te cokoły bez pomników, tak jakby nie do końca chciano z nimi się pożegnać albo nie było pomysłu na zagospodarowanie przestrzeni. Widać to w alei „gwiazd” – niektóre pomniki zostały usunięte, kogo – można wyczytać właśnie na cokole. Niektóre stoją dalej, tak jakby były „mniej szkodliwe”…

W mieście znajduje się też Teatr im. Szorsa, a to też generał okresu sowieckiego. M.in. w Kijowie jest jego, nawet zgrabny pomnik na koniu, na bulwarze Tarasa Szewczenki. Jesienią nad nim zawisły „czarne chmury”. Ale przeciwnicy usunięcia monumentu na portalach społecznościowych udowadniali, że „kijewskije” a nie kijowianie (czyli „kijowscy” – przyjezdni hurra patrioci) chcą im zmieniać miasto. Po jakimś czasie sprawa ucichła.

W Czernihowie w alei pomników Szorsa już „nie ma”... W jej końcu, przy cerkwi, znajduje się nowoczesny biały pomnik, przedstawiający anioła – Bojcam za wolju i nezależnist’ Ukrainy... A tymczasem akurat odbywały się wybory do władz miasta i nieopodal inny napis głosił: 13 rokiw „bołota”, szcze 5? Dosit’, gołosuj za Atroszenka. A wszystko to nieopodal napisów, wskazujących Ukritia.

 

Humań – Park Aleksandria i Zofiówka

Park Aleksandria w Białej Cerkwi został nazwany w cześć żony Franciszka Ksawerego Branickiego – Aleksandry von Engelhardt. Z pięknymi drzewostanami i zabudowaniami wewnątrz. Czuć europejski rozmach architektoniczny, jakieś jego strzępy kojarzą się z Parkiem Sanssouci w Poczdamie. Odbywał się właśnie maraton wesel, toteż „zestresowane” pary szybko się ustawiały do zdjęć, pan młody przez komórkę wyjaśniał, „że to nie czas” i leciały dalej „na szampana”. Obok przechadzających się były wycieczki szkolne, przy kolumnach pamiętających czasy świetności rozlokowały się „butiki”, a raczej kioski ze słodyczami i kiczowatymi pamiątkami. Dalej przy kolumnach bardziej zniszczonych malarze sprzedawali obrazy.

Koło ruin pałacu Branickich jest jeziorko, a po alejkach turystów powozi biała kareta z bajki – tak, jakby piękno minionych czasów musiało się kojarzyć ze „skazkami”, np. o Kopciuszku... Na placyku otoczonego drzewami budynku rotundy, gdzie jest popiersie „Potiomkina”, wejście jest zakratowane. Umieścili je tam bolszewicy, a Ukraińcy jeszcze nie zabrali. W zaroślach wzrok przykuwa kikut pomnika, nikt nie wie, co to było. Wokół porozwalane i nadgryzione zrębem czasu leżą resztki szarej kolumny. To nie wyjątek – w ukraińskich miastach, z szerokimi ulicami dla defilad, jest po czołgu, i zawsze jakieś ruiny.

Zofiówkę w Humaniu Stanisław Potocki wybudował swojej żonie – Zofii Witt-Potockiej, jako wieczny pomnika kochaniu – napisano w broszurce. Park ładnie odnowiony, zadbany, pracownicy na „śmigających” traktorach wywozili jesienne liście. Miejscami wkroczył tu kicz, jako znak ostatniego czasu. W altance strasznie fałszując „rozgrzewała” się kapela. Po wrzuceniu drobnych pieniążków do kapelusza, chętnie ustawiła się do zdjęcia.

Skośnooka przewodnik wycieczki bez cienia akcentu pytała się mnie po rosyjsku o drogę... Nie zabrakło psów spoglądających na rzesze turystów. Wymknęliśmy się z Humania ulicą Budionnego w kierunku Odessy.

 

Polskie akcenty w Odessie

Droga nawet dobra, samochodów mało. Na hotelowym fresku przy ulicy Jewrejskiej – Żydowskiej, w środku podwórka, który bije wszystkie lokalne rekordy, a przedstawia znane postaci z historii Odessy, bez skutku próbowałem odnaleźć Mickiewicza. Ale był Puszkin. W turystycznej broszurce były nazwiska m.in. grafa Lanżerona, Leonida Utiosowa i Katarzyny II. Nazwiska polskiego wieszcza też tam nie było, a szkoda.

Z Adamem jednakże przywitaliśmy się. Dumnie „bieży dokądś” na jednej z ulic w centrum. Pomnik ustawiono w 2004 roku, z napisem na dole: Polskiemu poecie romantykowi Adamowi Mickiewiczowi – mieszkańcy Odessy.

Podróżując z dziećmi, poszliśmy ulicą L. Kaczyńskiego do parku im. Tarasa Szewczenki. Ku mojej radości znajdował się tu pchli targ płyt winylowych i kompaktowych. Poprosiłem o płytę tego, którego pomnik stoi w centrum miasta. Sprzedawca szukał jej, potem udał się samochodu i przyniósł mi dwa krążki. Na okładce jednej przeczytałem: Pamiati Leonida Utiosowa, z wsiego sierdca. Nie targowałem się – kosztowały mnie niecałe 3 euro.

 

Problemy z elektrycznością w Odessie

To, że z elektrycznością w mieście i regionie są problemy, pokazują stojące tu i ówdzie przed budynkami generatory prądu. Portier z hotelu przyjechał z „obłasti”, żałował, że Rosjan przyjeżdża mniej, kiedyś hotele były pełne. A co najważniejsze, zostawiali oni sowite napiwki. Powiedziałem, że może lepiej jest dostawać średnie napiwki, ale mieć spokój. Portier się tylko uśmiechnął na to.

Brak prądu dał się „we znaki” i w czterogwiazdkowym hotelu. Światło działało, ale gniazdka już nie. Z ulicy dobiegał charakterystyczny dźwięk generatora. Nie mogliśmy zasnąć – myślałem, że to autobus z włączonym silnikiem czeka na grupę turystów. Na śniadanie zeszliśmy po schodach – windy nie działały, były zimne przekąski, bez kawy. Kelner ze stoickim spokojem zaparzał herbatę wodą z termosu. Całe miasto nie miało prądu.

Wypiłem bodajże najlepszą kawę w mym życiu już na mieście, serwował ją chłopak z auta-budki w kształcie ślimaka. Dobre capuccino kosztowało 50 euro centów. Później na mieście zacząłem zauważać kolorowe urządzenia, przypięte łańcuchami przy każdym drugim budynku rangi turystycznej bądź państwowej.

Jeszcze przed zimą elektryczność zdrożała ok. 1,5 razy. Zmniejszono najtańszy limit opłat do 100 kw/h (było 150), średni się zmniejszył do 600 (wcześniej do 800 kw/h). Wzwyż taryfa była i jest najdroższa. Po podwyżce np. dla odbiorców energii z elektrycznymi kuchenkami, pierwsze 100 kw/h kosztuje 1,75 Euro, kolejne 500kw/h – ok. 15 Euro, a ostatnia taryfa za kw/h kosztuje dwa razy więcej niż średnia. W Spółce „Kijewenergo” są różne taryfy, choćby rodziny wielodzietne płacą według najtańszych stawek, bez względu na zużycie. Te taryfy obowiązują do 29 lutego 2016 roku – czytamy na ulotce. Później ma być kolejna podwyżka. Za prąd można zapłacić na poczcie, gdzie się stoi w kolejce i stara się nie przegapić swego miejsca. Można też w banku, gdzie mi się nie zdarzyło stać w kolejce. Niektóre z nich nawet nie pobierają prowizji. Jak zauważa zarządca budynku, w którym wynajmujemy mieszkanie – „Kijewenergo” i „Pumb bank” należą do tego samego właściciela...

Odessa historycznie była zasobnym, szybko rozwijającym się ekonomicznie miastem, ale „ukraińskości” – takiej, jak na zachodzie kraju, nie czułem. Owszem, tu i ówdzie na budynku flaga ukraińska, jakiś obiekt pomalowany na niebiesko i żółto przypomina o tym, że jesteśmy na Ukrainie. Języka ukraińskiego jednak dużo nie słyszałem, ale niewątpliwie jest to miasto z własną duszą.

Na Sofijskim Placu, który jest uwielbiany przez mieszkańców, a także ma charakter wielofunkcyjny, gdzie trwała wystawa, zorganizowana przez British Council, przedstawiająca przesiedleńców z Krymu i Donbasu i ich historie, znów stanęła choinka. Uroczystego otwarcia świątecznego miasteczka dokonano 19 grudnia – w dniu prawosławnego św. Mikołaja. Miasteczko „od placu do placu (sofijskiego i michajłowskiego)” – ze straganami, grzanym winem, karuzelami i atrakcjami dla dzieci, jest nie mniejsze od tych w europejskich stolicach. Sprzedawcy zacierali ręce, a do tej scenerii brakowało tylko śniegu.

 

Maciej Mieczkowski