Chciało się zawołać na widok licznej grupy młodzieży zebranej w holu warszawskiego hotelu na dzień przed polonijną olimpiadą w czerwcu tego roku.
Przyjechali z Niemiec, by wziąć udział w wydarzeniu, które ma już dwudziestoletnią tradycję. To coś więcej niż konkurs ze znajomości języka polskiego czy sprawdzian wiedzy o polskiej
literaturze. Powiedziałabym, że to zjazd młodych entuzjastów, święto polskości, pokłon naszej tradycji i kulturze. Uroczystość to radująca serca i rozwijająca młode umysły.
Ta spora grupa nastolatków, wywodząca się z różnych szkół niemieckich ma polskie pochodzenie i kontynuuje naukę ojczystego języka poza krajem. W różnych okolicznościach
i z najrozmaitszych przyczyn znaleźli się w Niemczech. Najważniejsze jest to, że podjęli zadanie dodatkowego kształcenia, by jak mówią, nie zatracić rodzimych korzeni.
Olimpijczycy przyjeżdżają każdego roku do Polski na finałowe starcie, na imprezę, która ich satysfakcjonuje, zbliża, kształtuje i dowartościowuje. Są jak rodzina. Obserwowałam wielokrotnie ich zachowania, podsłuchiwałam rozmowy.